Rano, po śniadaniu, na lekko wyruszyliśmy na wyprawę na przełęcz Bessegen. Wejście na najwyższy punkt (1787) od strony Memurubu jest dłuższe niż od strony Gjendesheim. Cała wycieczka, w spacerowym tempie, zajęła nam 8 godzin. Widoki po drodze są niesamowite i zapierają dech w piersiach. Bessegen to drugie obok Galdhøpiggen najpopularniejsze miejsce zwiedzania przez jednodniowych wędrowców, którzy przyjeżdżają do Gjendes asfaltową drogą. Jest sobota, ładna pogoda, więc turystów masa (jak na Rysy). Wspinamy się gęsiego. Przełęcz jest rzeczywiście dość ostra, a schodzenie tu w deszczu z kilkunastoma kilogramami na plecach może być prawdziwą mordęgą. Jeziora Gjende i Bessvatnet wyglądają przecudnie. Po południu wyludnia się więc wędrujemy prawie sami. Jest tak ciepło, że rozbieramy się do spodenek i krótkich rękawków. Woda jest wszędzie, życie jest piękne.
Ok. 18:00 wracamy do obozu, kolacja, trochę fotek wieczorem i spać. Budzę się w nocy i znów wychodzę na zewnątrz fotografując wschód księżyca. Noc jest bardzo spokojna.