Rano budzą nas dzwonki i beczenie owiec. Po otwarciu namiotu widzimy błękit nieba i piękne słońce. Tylko góry, owce i my. Ten widok nastraja nas pozytywnie i ładuje naszą energię na maksa. Dzisiaj mamy w planie zejść do jeziora Russvatnet (mniej więcej połowa drogi do Glitterheim). Po odbyciu porannej toalety w pobliskim stawiku zjedliśmy śniadanie i zwinęliśmy obóz. Wyruszyliśmy o 10:30, ponieważ droga łagodnie opadała w dół dość szybko dotarliśmy do założonego celu. Podjęliśmy decyzję o wędrówce dalej ze względu na ładną pogodę. Jednak od tego miejsca szlak zaczyna wspinać się w górę, trzeba włożyć więcej energii i trudno jest znaleźć dobre miejsce pod obóz. Po drodze przechodzimy przez zawieszony nad rwącą rzeką most linowy z wyłamaną deską. Po kolejnej wspinaczce wychodzimy na równinę i po jakimś czasie widzimy w oddali schronisko Spiterstulen. Wydaje się być już tak blisko, jednak schronisko jest po drugiej stronie rzeki Veo, a jej rozległe rozlewisko nie pozwala maszerować wprost. Szlak skręca w prawo w kierunku jedynego w okolicy mostu. Moglibyśmy w tym miejscu rozbić namiot, ale zależy nam na maksymalnym skróceniu odcinka na następny dzień. Idziemy więc i idziemy, a droga wydaje się bez końca. Po 9 godzinach docieramy do Glitterheim. Odcinek ten wg norweskich map wyceniany jest na 6 godzin. Nie wiem jak oni to robią. W Glitterheim długo nie mogę zasnąć, tuż obok przepływa hucząca rzeka, korzystam z zatyczek do uszu, które dostałem w pociągu. Te słowa piszę o 1:30