Geoblog.pl    mam    Podróże    Norwegia 2008 - Jotunheimen    w drodze na Galdhøpiggen
Zwiń mapę
2008
19
sie

w drodze na Galdhøpiggen

 
Norwegia
Norwegia, Spiterstulen
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1216 km
 
Pobudka o 7:20, śniadanko, poranna toaleta w strumieniu, przygotowania. Dzisiaj planujemy wyprawę na Galdhøpiggen (2469 m) – najwyższy szczyt Skandynawii. Na niebie chmury, ale nie pada. Decyzja, wyruszamy o 9:00. Najpierw ostre wejście z doliny, podczas którego pojawia się pełne słońce. Wspinamy się z trudem. Przed nami widać krawędź i ludzi jak mróweczki. W głowie myśl: jak tam dojdę to będzie widać szczyt. Nic z tego, dalej jest to samo, kolejna krawędź, kolejne mróweczki. I tak kilka razy. Co jakiś czas wspinamy się po płachtach śniegu. Kamienie i śnieg na przemian, i ciągle w górę. Powyżej 2000 m brak tlenu objawia się coraz cięższym oddechem. Na Galdhøpiggen idzie sporu osób, ale niektórzy rezygnują. Różnica poziomów od miejsca startu (schronisko 1100 m) a szczytem wynosi 1369 m. To tak jakby wejść po schodach na 490 piętro, z tą różnicą, że po schodach jest łatwiej i wygodniej :-)

Trafiamy na krawędź, pod nami kilkudziesięciometrowa przepaść i wielki kocioł w lodowcem Styggebreen. Z prawej strony widzimy wagoniki. To kilkadziesiąt osób powiązanych linami idzie po lodowcu jeden za drugim. Wchodzą od Juvvasshytta, ten szlak nie jest tak stromy, ale więcej idzie się po śniegu. Obok, w oddali widać letnie centrum narciarskie z czynnym wyciągiem. Aż się chce wskoczyć na deski. Po 3 godzinanch docieramy na wysokość 2200 m, widać już szczyt, jest taki realny. Przed nami jednak jeszcze kilka sporych podejść w śniegu. Ubieramy spodnie z membraną. Musimy zjechać po twardym lodzie 30 metrów pionowo w dół (nie da się zejść). W żaden sposób nie panujemy nad tym zjazdem. Suniemy w dół obijając tylną część ciała i ździerając skórę z nieosłoniętych części rąk. Następnie wchodzimy odcinek ostro w górę po śniegu. Nie mamy raków, ale miejsce to jest eksponowane na słońcu. Śnieg jest miękki i łatwo wbić czubki butów w rynience utworzonej przez ludzi przed nami. Kolejne podejście oraz zejście idziemy po dużych kamieniach. Pozostał ostatni odcinek, kilkaset metrów po śniegu.

O 13:30 po 4,5 godzinach jesteśmy na szczycie, autentyczne wzruszenie. Jest świetna widoczność. Widok niesamowity, wszędzie dookoła, po sam horyzont widać ośnieżone szczyty. Tu można się przekonać, że Jotunheimen znaczy Dom Olbrzymów. Na górze jesteśmy 30 minut, czas na powrót. Z góry zjeżdżamy po śniegu na butach. To prawdziwa frajda, bawimy się jak dzieci. W tym szaleństwie śnieg dostaje się od góry do butów (tym razem nie zabraliśmy stuptutów). Po tej zabawie buty mamy mokre w środku. Droga na dół zajmuje nam 3 godziny (2 podają mapy). Po dotarciu do namiotu robimy kąpiel w potoku. Zimna woda świetnie pobudza krążenie krwi. Jest nam ciepło i czujemy się szczęśliwi. To był bardzo udany dzień.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mam
Asia i Maciek Mikołajczak
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 29 wpisów29 25 komentarzy25 216 zdjęć216 2 pliki multimedialne2
 
Moje podróże
12.11.2017 - 21.11.2017
 
 
14.08.2008 - 24.08.2008